niedziela, 30 grudnia 2012

Królewskie śniadanie w ostatni dzień roku

 Stało się tak, że tegorocznego sylwestra nie obchodzę hucznie, jednak nie znaczy to, że zaniedbam się kulinarnie. Braki nadrobię dobrą kuchnią, ot co. Zrobiłam domową nutellę, doskonałą, mocno orzechową przez co wyrazistą i pyszną. Świetnie wypada jako krem na chleb, czekoladowy dodatek do kasz, ale także jak najzwyczajniejsza w świecie nutella... do pancake'ów! Oto przepis na proste, pyszne i wegańskie placuszki:

1 szklanka pełnoziarnistej mąki
1 szklanka mleka (u mnie owsiane)
2 łyżki melasy (lub miodu)
2 łyżki oleju
łyżeczka proszku do pieczenia
szczypta soli 

Wszystko mieszam dokładnie w misce. Placuszki kładę na rozgrzany teflon (przewracam, gdy pojawiają się bąbelki) Otrzymuję taką stertę naleśników jak po lewej :)
Były przepyszne z dodatkiem czereśni i bananów! Wielka góra rozeszła się w mgnieniu oka, a ja mogłam poczęstować nimi całą rodzinę, pałaszującą z uśmiechem.

piątek, 28 grudnia 2012

Faszerowana papryka na obiad doskonały

Siedząc przy kuchennym stole, mając lat kilka, słyszałam tylko bez przerwy "nie baw się jedzeniem!", nieustannie aranżowałam na swój własny, atrakcyjny sposób pojawiające się na talerzu kompozycje kulinarne mojej mamy. Poniekąd zostało mi to do dzisiaj, jedzeniem uwielbiam się bawić, to znaczy układać, tworzyć warstwy, upychać warzywa kolorowymi mieszaninami, chować smakołyki w liściach kapusty, wiązać naleśniki szczypiorkiem i tak dalej i tak dalej... Mieszając składniki czuję się jak mały alchemik, a komponując talerz czy znajdując ładne, funkcjonalne rozwiązanie dla prostego produktu jak kreator-artysta.
Jem oczami. Nim sięgnę po posiłek to nie zapach działa na mnie najskuteczniej, a wygląd. Im więcej gotuję, a głównie inspiruję się lepszymi ode mnie, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że gotowanie jest niebywałą sztuką. Nudną marchewkę czy rzodkiewkę, można wykreować na talerzu tak pięknie, że pożeram wzrokiem te obrazy, a gdybym miała skosztować, to... chyba byłoby mi żal. Tutaj odsyłam, do pochłaniającego mnie bloga, którego oglądam z wielkimi oczyma i głębokim uznaniem. Swoją drogą gotowanie dla dzieci musi być wielkim wyzwaniem, ale też przyjemnością, dającą ogromne pole do popisu, gdy tylko popuścić nieco wodze fantazji.

Faszerując paprykę, odkrywcą nie zostałam. To chyba najbanalniejsze, co można z nią zrobić, ale mimo to cieszy oczy ten widok, a zapach (choć drugorzędny) podczas duszenia papryki... zachwycający.
Papryka faszerowana
1 papryka
pół cukinii
mała cebulka
nieco pora
3 duże pieczarki
sól
pieprz czarny oraz ziołowy
łyżeczka curry
oliwa

Na patelni rozgrzewam oliwę, na której smażę posiekaną cebulkę z porem przez krótki czas, po czym dodaję pokrojone cukinię i pieczarki, doprawiam. W międzyczasie drążę paprykę i usuwam z niej gniazdo nasienne. Gdy cukinia będzie miękka, a pieczarki ściemnieją, łyżeczką wkładam nadzienie do papryki (mieszanki z pewnością zostanie, ale można ją wykorzystać jako dodatek na przykład tak jak u mnie, z kuskusem). W garnku zagotowuję niedużą ilość wody (tak by zakryła paprykę do 3/4 jej wysokości), dodaję do niej curry oraz pieprz ziołowy, by papryka przeszła dodatkowym smakiem przypraw. W tak przygotowanej kąpieli duszę paprykę przez 40min. Po wyłożeniu na talerz dodatkowo polewam sosem pomidorowym. A efekt taki:(czyż nie piękny?)

czwartek, 27 grudnia 2012

wielofunkcyjna granola

Trochę w ramach świąt, trochę niezależnie powstała moja granola. Nazywam ją świąteczną, ze względu na okoliczności powstania (gdy ustało świąteczne pichcenie, w środku nocy nie wiedząc co ze sobą zrobić, zabrałam się za granolę, czyste szaleństwo...) oraz czerwoną żurawinę, której smak również ma w sobie coś świątecznego. Uwielbiam ją za wielofunkcyjność- dodatek do mleka, jogurtu, deseru, owocowej sałatki, czego tylko dusza zapragnie. Z racji braku mleka roślinnego i żadnego nadającego się jogurtu musiałam wykombinować jakąś alternatywę dla granoli, na którą miałam szczególną chrapkę, i tak o to zmiksowałam zbrązowiałego już banana i jabłko, a granola z takim musem, mmm.... palce lizać!

Sprawdza się też znakomicie jako wykończenie najprostszych i najsmaczniejszych rozwiązań- plasterki jabłek posmarowane masłem orzechowym, posypane granolą i wiórkami kokosowymi.
A przy okazji poświątecznego sprzątania "doprawiłam" kutię granolą. Sami widzicie, rozwiązań jest co niemiara! Warto mieć swoją własną granolę zamkniętą w puszce gdzieś, głęboko w kuchennej szufladzie, bo przewyższa niejedną mieszankę museli bez smaku, którą czasem ratują skąpo rzucone twarde jak skała i niemożliwie słodkie suszone owoce.
Granola podstawowa
2 szklanki płatków owsianych
3 łyżki sezamu
szklanka mieszanki orzechów
3 łyżki pestek dyni
3 łyżki pestek słonecznika
2 łyżki miodu
łyżka oleju
Wszystko razem wymieszać, wyłożyć do naczynia żaroodpornego i zapiekać przez 30min w temperaturze 180 stopni lub w zależności od piekarnika na oko- aż granola będzie złocista.
Oczywiście dobór składników jest dobrowolny, można dodać również wiórki kokosowe, suszone owoce, cynamon, kardamon, kakao, skórkę pomarańczy- widziałam również przepis na granolę dyniową, bananową... Polecam zainspirowanie się tym oraz tym

środa, 26 grudnia 2012

Święta, święta i.... rozgrzewająca zupa z soczewicy

Tegoroczne Święta bardzo smaczne i udane- był cytrusowy kompot z suszu, wegańskie pierniczki z melasą, buraczane pierogi, ciasto marchewkowe, wigilijne fizioły, śniadaniowa granola, pęczak z grzybami, kutia z makiem oraz nie tak ładny bigos i kilka smacznych, acz niefotogenicznych dań.
Leniuchuję bardzo, nawet więcej niż zakładałam, ale też choroba wdarła się do mojego domu i naruszyła nieco świąteczną atmosferę- wszystko było zabiegane i chaotyczne, ale może święta już po prostu takie są? Wielkie zamieszanie tylko po to, by zdychać na kanapie.
Powoli pozbywam się całej świątecznej atmosfery, sięgam po książki, chętnie poszłabym na rower (tak, tak pogoda wyśmienita na rozpoczęcie sezonu), póki co jednak pichcę i nie wychodzę z garolandi, ale tu mi dobrze. Chociaż pogoda zwiastuje przedwiośnie, moja dzisiejsza zupa bardzo zimowa- chociaż w ten sposób trzymam zimę za nogi...
Rozgrzewająca zupa z soczewicy
1l wywaru warzywnego zrobionego własnym, sprawdzonym sposobem
szklanka czerwonej soczewicy
3 duże cebule
4 ząbki czosnku
łyżeczka kurkumy
łyżeczka mielonego kminku
2 łyżki oliwy
pieprz
sól
Wykonanie bardzo proste- wcześniej przyrządzony bulion podgrzewamy, w między czasie zagotować soczewicę i dusić bez przykrycia przez 8min. W dużym garnku podsmażyć czosnek, dorzucić (drobno!) posiekaną cebulę, przyprawy, chwilę podsmażyć następnie dodać ugotowaną soczewicę oraz wywar. Gotować pod przykryciem przez 40min. Na koniec mocno doprawić solą i pieprzem. Świetnie smakuje z grzankami z pełnoziarnistego chleba, ale też z dorzuconą fetą czy białym serem. Dzięki kurkumie zupa przybiera piękny, intensywnie żółty kolor, ma też doskonałą konsystencję. Przepadam za zupami-kremami-paćkami, ta natomiast przez rozklejoną soczewicę jest bardzo gęsta i kusząca kolorem i zapachem.

niedziela, 23 grudnia 2012

Slow down with hot chocolatte full of goodness

W ramach odpoczynku od całodniowego gotowania bigosu i pszenicy, zapachu kiszonej kapusty, coś dobrego dla ciała i ducha- gorąca czekolada pełna dobrodziejstw- kilka kostek gorzkiej czekolady o wysokiej zawartości kakao, łyżeczka kakao, miodu, szczypta cynamonu i imbiru, wszystko rozpuszczone w podgrzanym roślinnym mleku, najlepiej smakuje pod kołdrą z widokiem na iskrzący się w kominku ogień.
Taki kosz pyszności został mi podarowany, cieszy nie tylko wzrok, ale i smak, doskonałej jakości suszone owoce- mięsiste i pełne smaku szczególnie figi i daktyle- jeszcze nigdy nie jadłam tak dobrych! Zrobiłam użytek z tej pięknej niespodzianki dzisiejszego przedświątecznego (zabieganego) poranka- najprostsze, co może być, czyli kasza jaglana z tymi smakołykami i kilka dowolnych orzechów- owoce są tak słodkie, że nie trzeba niczym dosładzać. Proste i naprawdę smaczne śniadanie dodające sił, by przytaszczyć choinkę do domu ;)


sobota, 22 grudnia 2012

przedświąteczna egzotyka

Coraz bardziej ciśnie się na usta "coraz bliżej święta", już czuć zapach piernika, na parapecie moczą się suszone grzyby i pszenica, już/dopiero (?) jutro pójdziemy po choinkę, będziemy robić bigos, kompot, kutię, a lodówka będzie pękać w szwach. Ale to zdarza się tylko raz w roku, że kolacja taka bogata i różnorodna, śniadanie iście królewskie, a brzuchy są tak napełnione i zadowolone. Dawkuję więc sobie tą przyjemność i czekam, by te wszystkie cuda działy się wtedy, gdy jest ich czas. Święta toleruję tylko w tym polskim wydaniu tzn z coraz to bardziej niemożliwym śniegiem za oknami, białym obrusem, pachnącym świerkiem i nieodchudzonymi potrawami. Jednak gdy z tą wielką rozpustą dzielą nas jeszcze tylko dwa dni pozwalam sobie na egzotykę i niekonwencjonalność w kuchni, by dopiero potem cieszyć się pysznymi, polskimi specjałami.
Słoneczny lunch
Sama nie wiem, jak nazwać ten twór, ni to sałatka, ni to danie, w każdym razie bardzo smaczne, pełne słońca i co ważne, sycące!
2 porcje:

1 awokado
1 pomarańcza
3-4 łyżki orzeszków ziemnych
woreczek brązowego ryżu
garść suszonej żurawiny

dressing:

2 łyżki oliwy (choć bardziej polecam delikatny olej ryżowy)
łyżeczka octu balsamicznego
łyżeczka ziaren kolendry
szczypta imbiru
opcjonalnie nieco miodu

Dressing przygotowujemy rozcierając wszystkie składniki w moździerzu, następnie przekładamy do lodówki, by tam dobrze się przegryzł. Gotujemy ryż, kroimy pomarańczę, oraz awokado, na suchej teflonowej patelni prażymy orzeszki. Składniki połączyć z 1-2 łyżeczkami sosu, posypać żurawiną- smacznego!


czwartek, 20 grudnia 2012

wielkie pieczenie- ciasteczka z lawendą

Przygotowania świąteczne i wreszcie same święta są czasem mniejszych grzechów spowodowanych pokusami spotykanymi na okrągło, bo tu trzeba spróbować kawałek piernika, a to jeszcze zrobić wersje próbne dań wigilijnych, pokosztować, zmodyfikować i znów sprawdzać i tak dalej i tak dalej. Ciasteczka lawendowe, które dziś przygotowałam w ramach prezentu są jednak warte grzechu, mimo że tyle masła i białej mąki! Prezentują się pięknie jako podarunek i mimo że nie są w żaden sposób kojarzone ze świętami, według mnie pasują idealnie- w szczególności w towarzystwie ciepłego mleka...
Lawenda i wrzosy to moim zdaniem najwdzięczniejsze kwiaty, piękne w swojej prostocie i surowości, a wrzosowiska i pola lawendowe śnią mi się po nocach- w głowie się nie mieści, że natura stworzyła coś tak oszałamiającego- fiolet, fiolet, intensywny, nabrzmiały fiolet, naturalny i bez sztucznych kolorytów. Lawenda posiada wiele wspaniałych właściwości- przede wszystkim kojących, balansujących nastroje, regenerujących organizm, niweluje problemy z bezsennością. Kupiłam suszoną lawendę, by zrobić pachnący woreczek, który sprawi, że będę lepiej sypiać, ale co z resztą tych pięknie, świeżo pachnących kwiatków? Ciasteczka, a jakże!
Maślane ciasteczka lawendowe (warte grzechu)

200g masła
200g mąki pszennej
100g cukru
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 jajko
2 łyżeczki suszonej lawendy
skórka z całej cytryny
szczypta soli

Cukier ucieramy z mąką mikserem, dodajemy jajko, miksujemy. Mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia mieszamy z całością drewnianą łyżką, na końcu dodajemy lawendę, sól i skórkę z cytryny- ciasto wyrabiamy ręcznie. Wyrabiałam ciasteczka w ten sposób, że formowałam w rękach małe kuleczki po czym spłaszczałam je na dłoni. Układamy nasze wspaniałe ciasteczka na blasze i pieczemy w 180 stopniach przez ok 10 minut.

Piec, piec bez zastanowienia, ale jeść z rozwagą, bo ja gdzieś swoją straciłam i ciasteczka zniknęły nie wiadomo kiedy! Przy okazji polecam wspaniały przepis na lemoniadę lawendową przetestowany stosunkowo niedawno, ale już wyobrażam sobie, jakim zbawieniem będzie w upalne dni.





środa, 19 grudnia 2012

by dzień skończył się najmilej...

wspaniały, grudniowy koktajl! Połowa banana, 3/4 szklanki mleka (u mnie przepyszne odkrycie-
mleko gryczane, o niesamowitym, roślinnym choć słodkawym smaku), łyżeczka masła orzechowego, łyżeczka otrąb owsianych, szczypta cynamonu. Wszystko miksuję w blenderze, moje mleko gryczane jest cieple, przez co napój jest jeszcze smaczniejszy, a na wierzchu tworzy się pyszna pianka.


Mówi się, że śniadanie powinno być godne króla, a kolacja żebraka. Staram się, by moje pieczołowicie przyrządzone, nieco zabiegane śniadania były bogate w smaki i wartości odżywcze, natomiast rozkoszy smakiem w przypadku ostatnich posiłków nie mogę sobie odmówić. Taki koktajl, to słodkie zakończenie dnia, rekompensata za trudy i zmęczenie, ale też duża dawka energii na pracowitą noc, gdy przyjdzie nam sie uczyć, pracować, czytać, pisać. Wspaniałe zwieńczenie dnia i przyjemny początek pracowitej nocy...

poniedziałek, 17 grudnia 2012

God save the porridge i liebster blog

Owsianka to zawsze pełne pole do popisu. Na mleku, na wodzie, z owocami suszonymi, świeżymi, z orzechami, musami, polewami, otrębami, przyprawami...Jednocześnie jest bardzo prosta w przygotowaniu, a dodatki i przyprawy są kwestią dowolną. Nie mam pojęcia dlaczego powszechnym stereotypem jest znienawidzona owsianka jako niesmaczna i bezkształtna paćka. Gdy byłam mała, mama podawała mi najprostszą w świecie owsiankę na mleku z łyżką miodu- na dodatek zmiksowaną przez co na powierzchni powstaje przepyszna pianka (rozklejone płatki owsiane smakują zupełnie inaczej, dlatego też zawsze zalewam je wodą/mlekiem na noc). Przez długi czas uwielbiałam taką właśnie prostą wersję. Odkąd staram się przynajmniej unikać mleka krowiego zastępuję je wodą lub mlekiem roślinnym, ale wtedy owsianka wymaga urozmaicenia dodatkami. Suszone śliwki są w tym przypadku nieśmiertelne, ze względu na swoją wspaniałą słodycz. Zresztą nie wyobrażam sobie słodkiego zimowego śniadania bez suszonych owoców i orzechów, stąd dzisiejsza owsianka, z którą łatwiej rozpocząć dzień.

1 szklanka wody
2 łyżki mleka owsianego instant (oczywiście te dwa punkty można zastąpić dowolnym mlekiem gotowym)
4 łyżki płatków owsianych góskich
łyżeczka miodu
2 łyżki suszonej żurawiny
2 łyżki jagód goji
1 łyżka migdałów
1/2 łyżeczki cynamonu

Przygotowanym mlekiem zalewam płatki i odstawiam na noc, wówczas płatki nieco się rozkleją, dzięki czemu szybciej się je ugotuje, a także wydobędzie się z nich nieco maślany smak. O poranku gotuję płatki na małym ogniu, aż do uzyskania konsystencji kleiku. Dosładzam, wrzucam suszone owoce, trzymam na ogniu przez minutę. Przekładam do miseczki, posypuję migdałami i cynamonem, smacznego!

Dzięki szmaragdowej krainie zostałam nominowana do zabawy Liebster Blog, polegającej na nominowaniu kolejno 11 blogów, odpowiadaniu na zadane pytania, po czym przekazaniu pałeczki dalej, z nowymi pytaniami i nowymi nominowanymi. Myślę, że to całkiem ciekawa zabawa, dająca się poznać z innej strony, zatem...

1. Nazwa bloga, który zainspirował Cię ostatnio do wykonania przepisu kulinarnego?
jadłonomia inspiruje mnie z każdym nowo dodanym przepisem! Poprzednio zachwycił mnie wegetariański bigos, do którego zakasuję rękawy już w sobotę, dzisiaj natomiast urzekł mnie zaskakujący przepis na fasolę z miodem, którą już zdążyłam moczyć.
2. Nie będzie Wigilii bez...
Moja wigilia jest tak bogata w smaki, że ciężko mi coś konkretnego wyodrębnić, zresztą staram się, by co roku na stole gościło coś nowego, choć wciąż tradycyjnego. Mimo wszystko, są to chyba najlepsze w świecie kluski z makiem mojego taty.
3. Książki do czytania czy słuchania?
Jestem tradycjonalistką- książka to książka- tylko i wyłącznie w wersji papierowej do ręki.
4. Kubek czy filiżanka?
Kubek, bo jakiś taki przyjaźniejszy i pojemniejszy!
5. Góry, morze czy jezioro?
To zawsze jest dylemat. Morze jest piękne dzięki swemu bezkresowi, spokojowi i gwałtowności, ta nieprzewidywalność jest urzekająca. Pozostanę jednak wierna górom, w których przebywam znacznie częściej, a uczucie towarzyszące zdobyciu szczytu jest niesamowite!
6. Własnoręcznie zrobiony kosmetyk czy kupny?
Kupuję kosmetyki mineralne i jest mi z nimi dobrze, jednak gdybym robiła je własnoręcznie, wolałabym te handmade :)
7. Gdybyś miał/a porównać się do zwierzęcia, to do jakiego?
Ptak.
8. Blender kielichowy czy z nóżką?Miałam krwawe przygody z blenderem kielichowym, odtąd nasze relacje są raczej napięte.
9. Skąd pomysł na nazwę Twojego bloga?
Z zamiłowania do zieleni i natury, która wciąż mnie zadziwia i zachwyca.
10. Śniadanie na surowo czy na ciepło?Latem na surowo, Zimą obowiązkowo na ciepło!
11. Szmaragdowy kojarzy mi się z...
groźnym, niespokojnym morzem

Blogi które nominuję (z racji moich początków tutaj, nie jestem w stanie wytypować aż 11)
http://poziomkowyelinownik.blogspot.com/
http://enjoyyourmorning.blogspot.co.uk/
http://littlebrainchild.blogspot.com/
http://fantazje-luny.blogspot.com/
http://relishmeals.blogspot.com/
http://panikanka.wordpress.com/
http://laktoowo.blogspot.com
http://prettystrawberries.blogspot.com

Pytania:
1. Smak wiosny to...
2. Smak lata to...
3. Smak jesieni to...
4. Smak zimy to...
5. Co podasz na kolację ukochanej osobie?
6. Największa kulinarna słabość?
7. Najbardziej intrygująca kuchnia świata?
8. Mięso- tak czy nie? Jaki masz stosunek do wegetarianizmu?
9. Nigdy w życiu nie spróbuję...
10. Największe kulinarne marzenie?
11. Weganizm- kosmos czy rozsądek?

Pozdrawiam i życzę udanej zabawy!

sobota, 15 grudnia 2012

Czerwono zielona sobota czyli buraczane burgery i szpinakowe smoothie

Zawsze fascynuje mnie jedzenie o intensywnych barwach, po takie też najchętniej sięgam. Oczywiście nie mowa tu o sztucznie zabarwianych o zgrozo niebieskich wyrobach cukierniczych, ale o naturalnych cudach natury o wysokim nasyceniu koloru. Buraczki choć niepozorne  najskuteczniej barwią ręce i zawsze zachwycają mnie swoją intensywną czerwienią/ purpurą (?), ponadto ich subtelna słodycz jest tak uniwersalna, że doskonale sprawdzają się w sałatkach na przełamanie smaku. Jednocześnie burak to takie polskie dobro narodowe, które trzeba wykorzystywać, gdzie tylko się da, bo burak to skarbnica witamin- potas, magnez, wapń, żelazo, magnez, witaminy B1, A i C oraz kwas foliowy!!! Dziś u mnie gościły 'krwiste' burgery z kaszy jaglanej i buraczków w rolach głównych.

Buraczane burgery z kaszą jaglaną
3/4 szklanki kaszy jaglanej
jeden duży burak
pół szklanki uprażonego słonecznika i sezamu
mała cebula
2 ząbki czosnku
2 łyżki mąki pełnoziarnistej
3 łyżki bułki tartej
natka pietruszki
sól
pieprz
oliwa z oliwek

Kaszę jaglaną ugotować w dwóch szklankach wody, w międzyczasie obrać buraka i zetrzeć na tarce. Uprażyć słonecznik oraz sezam na suchej, rozgrzanej patelni, aż zaczną się złocić (prażymy uważnie!) Posiekać natkę pietruszki, cebulę, czosnek. Ugotowaną kaszę ostudzić po czym połączyć ze wszystkimi przygotowanymi składnikami oraz resztą. Dokładnie wymieszać wszystko w misce, kotleciki formować rękoma. Pieczemy w 200 stopniach na blasze posmarowanej oliwą przez 40min (po upływie połowy czasu przewrócić na drugą stronę) doskonałe z ziemniaczkami i zimowymi surówkami.
Z takiej ilości składników otrzymujemy ok 7 większych- 8-9 mniejszych burgerów. Są wspaniałe, delikatne w smaku, lekko słodkawe ale wyraziste. Uprzedzam, że można stracić umiar, gdy tylko się spróbuje! Po tak sycącym obiedzie pora na coś lekkiego i orzeźwiającego, zatem smoothie. Nigdy nie kombinowałam z nimi za bardzo, mam stały, sprawdzony patent na dobry, lekki, trochę kwaśny, trochę słodki, ale na pewno bardzo zdrowy napój, który szybko dodaje energii i chęci do działań :) A co ciekawe, nie czuć w nim tak mocno zieleniny, jest to więc świetny sposób na przemycenie bomby witamin tym, którzy za zielonym nie przepadają.

Smoothie ze szpinakiem i jabłkiem
jabłko
dwie garści świeżego szpinaku
sok z cytryny
miód/melasa do osłody (opcjonalnie)

Kroję jabłko w kostkę, odrywam łodyżki listków szpinaku, wsadzam do blendera, zalewam odrobiną wody, dodaję sok z cytryny i słodzik, naciskam guzik i gotowe, a pyszne...


czwartek, 13 grudnia 2012

pražené mandle/prażone migdały

Ostatnie dwa dni miałam przyjemność spędzić w Pradze. Miałam ogromny zapał do zobaczenia budzącej powszechny zachwyt Pragi zimową porą, ba świąteczną porą- całą ustrojoną w świecidełka, pachnącą piernikami i grzanym winem. Moje oczekiwania nieco rozminęły się z prawdą, bo jednak jakkolwiek piękne miasto, zimą zamienia się w wielką, szarą breję przez którą ciężko się przedrzeć. Jednak aromaty bożonarodzeniowego jarmarku rozłożyły moje zmysły na łopatki. 



Pierwszy raz próbowałam pieczonych kasztanów, przypominających w smaku słodkie ziemniaki, piłam przepysznego grzańca z goździkami, pomarańczą i cynamonem. Odnalazłam wspaniały sklep ze zdrową żywnością, w którym nie wiedziałam, co ze sobą zrobić- quinoa w trzech kolorach, owoce goji tanie i w ogromnych ilościach, kremy czekoladowe z nerkowców, orzechów laskowych, pekanów, na potęgę wegańskich czekoladek, past, pasztetów- szaleństwo! Najbardziej jednak pobyt ten będę kojarzyła z cudownym smakiem prażonych migdałów, których skosztowałam ostatniego dnia. Przepis zdradził mi pan ze stoiska z tymi pysznościami. Nie podaję proporcji, ale myślę, że jest to kwestia dowolna, a metodą prób i błędów można uzyskać te idealne.
Prażone migdały
migdały
brązowy cukier
cukier waniliowy
cynamon
odrobina soku z pomarańczy lub cytryny
(mój dodatek)

Cukier karmelizować na rozgrzanej patelni, dodać cukier waniliowy,sok oraz cynamon. Dodać migdały, przemieszać by dobrze "oblepić" je w reszcie składników, odczekać jakiś czas by ich skorupka stwardniała. Twarde i zastygłe migdały można wówczas nieco podgrzać, bo na ciepło są najsmaczniejsze. Będę próbowała zmodyfikować przepis by zamiast cukru dać miód lub zastąpić go połowicznie, póki co na zimę ta wersja jest idealna i wprost niebiańska.

niedziela, 9 grudnia 2012

Na rozgrzanie... gulasz fasolowy

Pogoda zdecydowanie nas nie rozpieszcza. Temperatura przekracza -10 stopni i chociaż nogi, ręce, nosy zamarzają, nie sposób wysiedzieć cały weekend w mieszkaniu. Czekałam na ten śnieg skrzypiący pod stopami i czerwone nosy, w których też przecież jest urok! Przede wszystkim jednak zima wzmaga apetyt, a po długim spacerze obowiązkowo należy rozgrzać brzuch ciepłym i zdrowym posiłkiem.
Polskimi, domowymi sposobami najlepiej rozgrzać się dużą ilością czosnku i cebuli. Uwielbiam zapach smażonego czosnku na patelni, dlatego czosnek w duecie z cebulą staram się załączać do wszelkich zimowych dań. Każda babcia czy mama powie też, że jedynym sposobem, by korzystać z zimy, a jednocześnie cieszyć się dobrym zdrowiem jest zażywanie witaminy C, tej z kolei dużo jest w natce pietruszki, cytrusach i papryce. No i białko... obowiązkowe by wzmocnić ciało przed mrozami i osłabieniem. Dobry gulasz musi mieć przecież porządny kawał mięsa- powie niejeden mięsożerca, ja jednak wpadłam na pomysł zrobienia lekkiego, białkowego gulaszu, który dostarczy nam wszystkiego tego, co niezbędne by przetrwać zimę...


Fasolowy gulasz
50g kolorowej fasoli
pół cukinii 
papryka
marchewka
pomidory z puszki lub własnego słoiczka
cebula
2 ząbki czosnku
szczypta ostrej papryki
świeżo mielony pieprz
sól morska (do smaku)
natka pietruszki




Wieczór wcześniej namoczyć fasolę na całą noc.Ugotować 45min. W tym czasie zmiażdżone ząbki czosnku rozgrzać na dwóch łyżkach oliwy z oliwek. Uważać by czosnek się nie spalił, lub zanadto nie przypiekł. Gdy zacznie aromatycznie pachnieć należy dodać posiekaną cebulę- zeszklić. Równocześnie posiekać marchewkę, cukinię oraz paprykę. Do cebuli oraz czosnku dodać marchewkę, całość trzymać na patelni 5-10min następnie dodać resztę warzyw, chwilę podsmażyć, dodać pomidory. Doprawić, przemieszać, na końcu wrzucić fasolkę. Całość dusić ok 10min. Przełożyć do miski, dodać posiekaną natkę pietruszki i przemieszać. Smacznie, zdrowo i co równie ważne zimą- kolorowo!


wtorek, 4 grudnia 2012

Próba daktyla

Wieczorową porą szukam ratunku w kilku rzeczach. Po pierwsze gruby koc i ciepła, ulubiona herbata, po drugie przyjemna dla ucha muzyka, ostatnie, a najważniejsze- coś, co osłodzi i zrekompensuje trudy całego dnia. Dziś jest to gorzka czekolada z kawałkami pomarańczy i daktyle, przywodzące na myśl moje ostatnie z nimi poczynania...

Daktyle to egzotyczne owoce palmy daktylowej występującej głównie w Azji i Afryce. W Polsce powszechnie dostępne w postaci suszonych owoców. Daktyle daktylom jednak nierówne. Często można spotkać owoce mocno wysuszone, do bólu słodkie, ale bez wyraźnego aromatu. Najlepsze są jednak te mięsiste o konsystencji przypominającej karmel, przesłodkie ale też przedobre. Daktyle same w sobie są lepsze niż niejedna paczka krówek czy innych sztucznych słodkości. Choć mogłoby się wydawać, że kryją one w sobie sam cukier, te maleństwa wnoszą również w nasze ciała dużo dobroci- cenne przeciwutleniacze oraz ochronę przed miażdżycą! Na dodatek ich zastosowanie jest bardzo szerokie!

Podjadając jeden za drugim prosto z miski moje smaki i wieczorne zapotrzebowanie na słodkie, są zaspokojone, jednak te niepozorne naturalne i zdrowe krówki-karmelki są spoiwem wielu pysznych deserów i przekąsek. W kuchni wegańskiej daktyle dzięki swojej mięsistej, kleistej postaci wykorzystywane są jako dodatek do wielu past, musów, ciast. Osobiście wypróbowałam daktyle w dwóch postaciach: prostych batonikach owsianych (banany, daktyle, płatki owsiane, orzechy) oraz przepysznych, wykwintnych, orientalnych trufelkach daktylowych.

Trufelki daktylowe z pomysłem
Największym atutem tego przepisu jest ogromna dowolność w doborze składników oraz świetna zabawa przy tworzeniu kuleczek i obtaczaniu ich w ulubionych produktach!

Baza:
dowolna ilość daktyli
wrzątek
Dodatki:
wiórki kokosowe
dowolne orzechy
suszone owoce
kakao lub karob


Wykonanie dziecinnie proste! Dowolną ilość suszonych dakatyli zalewamy wrzątkiem nieco powyżej ich poziomu. Pozostawiamy pod przykryciem na jakiś czas, by nieco się rozkleiły. Zmiksować daktyle wraz z wodą. (Uwaga! Jeśli konsystencja będzie zbyt wodnista lub lepiąca, co uniemożliwi uformowanie kulek dodajemy daktyle lub orzechy do masy, by stała się ona bardziej treściwa) Gdy mamy już bazę... hulaj dusza! Ja dodałam do bazy posiekane migdały i orzechy, następnie uformowane kuleczki obtoczyłam w wiórkach kokosowych (zdecydowany faworyt), w kakao, posiekanych migdałach i granoli. Ponieważ trufelki są bardzo słodkie, dobrym pomysłem jest przyozdobienie i przyprawienie zarazem listkami mięty, które świetnie współgrają z karmelistym smakiem daktyli. Szybkie i przepyszne rozwiązanie na zimowy wieczór.

niedziela, 2 grudnia 2012

Autumn flavours

Nie wyobrażam sobie burego, jesiennego poranka bez ciepłego śniadania, które doda organizmowi sił by przetrwać chłodny dzień. Jesień wiążę ze smakiem orzechów, suszonych owoców, pieczonych jabłek z cynamonem. Wbrew pozorom monotonia barw inspiruje mnie, by na talerzu było jak najbardziej kolorowo.
Śniadanie o tej porze roku musi być królewskie, bogate i najsmaczniejsze spośród wszystkich posiłków dnia. Niedziela jest ku temu doskonałą okazją.

Wstaję, gdy ziemia spowita jest szronem, niebo jest szare i ciemne. Mogę zrobić sobie swoją ulubioną herbatę, przeczytać kilka stron książki, nie spieszyć się z pozbyciem się flanelowej piżamy, cieszyć się komponowaniem smaków, siekaniem, gotowaniem, duszeniem, próbowaniem, to lubię. 
Podczas tych leniwych, cudownych poranków stawiam na coś, co naprawdę mnie rozgrzeje i nasyci. Z ratunkiem przychodzą kasze, które uwielbiam łączyć z ukochanymi orzechami i owocami. Panie i Panowie

Quinoa z migdałami suszonymi morelami
i pieczonymi jabłkami
1 filiżanka kaszy quinoa lub jaglanej
garść suszonych moreli
garść migdałów
1,5 szklanki mleka sojowego lub innego zwierzęcego/roślinnego
łyżeczka miodu (ja użyłam syropu buraczanego tzw melasy)
pół jabłka
cynamon
Quinoa (komosa ryżowa) to niepozorna roślinka nazywana często złotem kultur prekolumbijskich- Majów i Azteków, nie bez powodu gdyż ma w sobie bogactwo składników mineralnych oraz dużą ilość białka. Ponadto ma wspaniały orzechowy smak, który zamyka całość smaków. Gotuję ją w 2 szklankach wody lub (jak wyżej) mleka do czasu, gdy płyn zostanie w całości wchłonięty, wtedy też dosładzam kaszę do smaku. W międzyczasie wstawiam plasterki jabłek oprószonych cynamonem do piekarnika (180C/ 10-15min) Siekam morele i migdały, wszystkie składniki łączę z kaszą. Rokosz na podniebieniu gwarantowana!